WW skąd pomysł na straż?

Będąc w szkole podstawowej jedna z pań ze świetlicy środowiskowej założyła młodzieżową szkolną drużynę pożarniczą, by podbić punkty z zachowania, wraz z kolegami zapisaliśmy się do tej drużyny. Oczywiście zbiórki drużyny były prowadzone w Kętach przez druha Jana Kopcia. Siłą rzeczy zamiast chodzić do świetlicy środowiskowej zaczęliśmy chodzić na zbiórki do straży w Kętach. Potem był JOT, pierwsze kursy, pierwsze wyjazdy i tak się to ciągnie aż do dziś.

Generalnie spodobało Ci się?

Straż to moja pasja…

Jakie były początki w tworzeniu sekcji psów ratowniczych i skąd się wziął u Ciebie pies do celów służbowych?

Zakładający grupę Maciej Cienkosz, Maciej Kumorek i druh Józef Szafran były prezes, na zebraniu drużyny bojowej rzucili pomysł czy by nie zawiązać takiej grupy u nas w jednostce. Janusz Majkuciński został dowódcą sekcji ratowniczej z psami, a po jakimś czasie przejął to Jan Wołoszyn i to był strzał w dziesiątkę, tak samo jak i objęcie przez niego stanowiska Prezesa OSP KĘTY. Na początku w grupie były 2 dorosłe psy, owczarek niemiecki Maćka Kumorka i golden retriver Maćka Cienkosza. Później doszedł mój border, collie, owczarek australijski Zbyszka Opioły, golden Małgorzaty Flisiuk i przewijały się też krótko inne psy.

Do posiadania psa ratowniczego zostałem postawiony przed faktem dokonanym. Maciej Kumorek „załatwił” psa i żeby mnie wciągnąć w sekcję psów ratowniczych dał mi go. To było 20 lat temu, szczeniak border collie. Ojcem Maxa był przedrań i to się trochę przeniosło na Maxa, bo często na remizie odwiedzali mnie przejeżdżający rowerzyści z potarganymi nogawkami. Tak to się zaczęło kręcić potem z moimi dziećmi, no i pies zaczął być traktowany trochę jak członek rodziny a nie jak narzędzie. Chociaż tak to nie powinno być, bo teraz patrząc z perspektywy czasu, to powinien być kojec, ćwiczenia, współpraca, zabawa. Tego rodzinnego życia powinno być bardzo mało, bo się człowiek przywiązuje, a jednak pies to mimo wszystko jakieś narzędzie.

Czyli inicjatywa z posiadaniem psa ratowniczego nie była do końca Twoja?

To się wiązało z dodatkowymi obowiązkami dla jednostki, dodatkowymi pieniędzmi, niechęcią służb zwierzchnich, komendanta gminnego, który był bardzo przeciwny, powiedział kiedyś „nie odbierajcie chleba zawodowcom”, pamiętam jak powiedział to na jednym z zebrań, no ale po hali w Katowicach wszystko się pozmieniało w główkach.

Jak długo Max służył w straży?

To było do wypadku 15 sierpnia 2012 r.

Czy możesz nam coś powiedzieć o swoim psie, jakieś słabe, mocne strony?

Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego ile mu zawdzięczam, bo mieszkam tam gdzie mieszkam dzięki niemu. Znalazłem pracę na kopalni dzięki temu, że miałem już wyszkolonego psa. Maciej Cienkosz „załatwił” mi tam pracę, miał pomysł aby stworzyć grupę ratowniczo-poszukiwawczą przy kopalni Piast.

A czy możesz nam coś powiedzieć na temat Twojej relacji z psem?

Pies z charakterem, na początku dawał w dupę i to tak dosyć mocno. Na ćwiczeniach z Krzyśkiem S. ten pies fruwał na smyczy na wysokości 1,5 metra, border, w sensie był taki skurczybyk.

No ale co z tą relacją?

No ten fajny piesek spał ze mną.

W łóżku?

W łóżku.
/śmiejemy się…/
Na początku była buda, no ale jak patrzyłem na skurczybyka…tak nie powinno być. Powinniśmy psa traktować jako narzędzie, pewne granice to my przekraczamy jako przewodnicy, myślę, że za bardzo.

Czy jakieś słabsze strony widziałeś u tego psa?

Był moment, że pojawił się problem nadwrażliwości na strzały, ale miał dobrze zrobione
posłuszeństwo. Jak na egzaminie padły strzały to odchodził na około 30 metrów, ale zaraz wracał na
gruzowisko do pracy. To chyba była ta słaba strona.

Max w kilku słowach?

Nie będę nikogo urażał, ale chyba obecnie nie ma takiego psa w naszej grupie. Pracę tego psa
oceniłbym na 8, w skali od 1 do 10.

Co możesz powiedzieć o treningach psów ratowniczych?

Trenowaliśmy 2 razy w tygodniu, jeździliśmy do Krzyśka S. 70 % treningów powinno być na placu, żeby wyćwiczyć automat u psa i posłuszeństwo. Dopiero potem jak się zrobi współpracę można dokładać środowisko, gruzy czy teren.

Możesz nam coś powiedzieć o egzaminach ratowniczych, które zdawałeś z Maxem?

Tak, Max miał dwie specjalizacje, gruzowiskową i terenową. Dla mnie oblewającym jest zawsze przewodnik, zawsze. Jak wy nie pokierujecie dobrze tym zespołem, to przecież pies nie pokieruje. Wy macie psu tylko zaufać i nakierować go do pracy. Oczywiście nie zdałem pierwszych egzaminów, ani nawet drugich. Terenowy egzamin zdaliśmy za trzecim razem. Oblewałem w zasadzie zawsze z powodu, że coś spierdzieliłem.

A możesz powiedzieć nam co spierdzieliłeś?

Sektor bardzo fajnie wyznaczony, prosty jak nie powiem co, przejrzysty lasek, jakaś kępa na środku zarośli. Droga obok drogi rów. Wiatr układający się prawie idealnie żeby iść drogą i wyhaczyć wszystko. Pies oznaczył mi jednego pozoranta w terenie bardzo szybko. Później jedno przejście – nie ma, drugie przejście – nie ma. Zaczęło się główkowanie, została tylko ta kępka w sektorze, no i wysyłam psa naprzód, naprzód no i czas minął. Pies za…bany, ja za…bany i wtedy nie pamiętam kto, ale chyba Halota powiedział mi “puść psa”. No i pies pyk, pyk, pyk …hau, hau, hau wtedy dochodziłem do psa i płakałem. Nawaliłem się wtedy w aucie jak skurczybyk.

Czyli jednak emocje?

Tak, a wystarczy skupić się i „mieć w dupie” co my sobie kalkulujemy i trzymać się taktyki. Jeżeli ten pies Was nie zawodzi wcześniej na ćwiczeniach to dlaczego ma was zawieść jak robicie identycznie wszystko to co na ćwiczeniach.

A gruzy?

Gruzy zdałem, nie pamiętam czy za pierwszym, czy za drugim razem, ale nie było tak jak teraz, że wiedzieliśmy ilu jest poszkodowanych, tylko była nieokreślona liczba pozorantów od 3 do 6. Jest takie zdjęcie z Żagania jak Max tam szczeka nad dziurą i później zaglądamy razem, to jest z egzaminów, Maćka Cienkosza. No i Max na tym egzaminie znalazł mi na gruzach 3 poszkodowanych, no ale przecież jest od trzech do sześciu pozorantów. I widzę, coś prześwituje przez szparkę, no to zaczynam puszczać psa w to miejsce ze wszystkich stron, a wystarczyło powiedzieć, że kończę egzamin i odnalazłem 3 poszkodowanych i po sprawie. A ja nie, to jest niemożliwe żeby tylko trzech pozorantów było. Była piwnica, była strefa, było piętro, wszystko było. No i jak się okazało czas mi minął, podchodzi do mnie Krzysiek S. i mówi “widzisz tłuku, straciłeś dwadzieścia parę minut na to żeby wysyłać na ciuchy i pokazał mi jakiś hełm powieszony. Oblałem.

Z akcji, które najbardziej zapadły Ci w pamięci, możesz coś opowiedzieć?

Oczywiście akcja w hali targowej w Katowicach to jedna z największych akcji. Generalnie nie przywiązuję wagi do akcji i nie rozpamiętuję ich. Przewinęło się trochę takich akcji gdzie osoba zaginiona była już martwa. Z Maxem nie miałem żadnego odnalezienia osoby zaginionej, byłem stawiany jako wzór z tym pasem, ale nigdy nie odnaleźliśmy człowieka w sektorze. Uważam, że samo wykluczenie osoby zaginionej z sektora to też jest sukces.

Co powiesz na temat obecnych grup ratowniczych?

Obecnie możemy dzisiaj mówić o kółkach wzajemnej adoracji, babińcach. Początki tych grup ratowniczych były takie, że one czerpały wiadomości jedna od drugiej. Od kilkunastu lat jest tak, że “każdy sobie rzepkę skrobie”. Osobiście grupę, którą bardzo szanuję to jest Wrocław, z tą grupą najlepiej mi się współpracuje. Za to co robili te SEARCH CAMP’y to świetna sprawa i na tym się człowiek szkolił pod kątem ogólnie ratowniczym a nie tylko zafiksowanie na psach. a inne grupy…dużo powstaje, chociaż to dobrze, nie każda musi być idealna, my też zaczynaliśmy od zera i mieliśmy wiele przed sobą do zrobienia. Kto przetrwa ten zostaje, czas pokaże.

Czyli wcześniej między grupami ratowniczymi była to współpraca a dzisiaj jest już rywalizacja?

Tak, zupełnie niepotrzebnie.

Cechy które cenisz u ratownika?

Umiejętność szybkiego podejmowania decyzji i improwizacji. Decyzja musi być podjęta
natychmiastowo. Boicie się, że pozorant coś spieprzy psu i robicie selekcję pozorantów. Wystarczy
wyjaśnić pozorantowi jak ma się zachowywać względem psa.

Przechodzimy do treningów. Możesz coś powiedzieć jak trenowałeś z Maxem?

Z moim psem przez osiem miesięcy życia ćwiczyłem tylko oznaczanie i nic więcej oczywiście – jeszcze posłuszeństwo. Ten pies miał szczekać i zaczynałem ćwiczenie oznaczania na sobie, na moich dzieciach. Oczywiście ćwiczyłem też lokalizację na lince. Dopiero jak pies miał wyrobiony automat to włączałem przeszukania. Raz na miesiąc robiło się przeszukanie sektora i jak coś nie wychodziło to szlifowało się dany element przez ok 3 tygodnie.

W grupie mamy sporo psów, jaki masz pomysł na nasze treningi?

Rozbić zespoły psów na 2 grupy treningowe w zależności od poziomu wyszkolenia. Treningi powinny być dwa razy w tygodniu. Ważne, żeby podczas pracy zespołu ratowniczego byli obserwatorzy, którzy podnoszą stres przewodnika i uodparniają go na dalsze działania.

Dobra rada dla wszystkich przewodników psów ratowniczych?

Mamy to robić z luzem, nie za wszelką cenę, że ma mi to wyjść, bo jak niektórzy uważają, że jak nie zdam tego egzaminu czy to ćwiczenie mi nie wyjdzie to się świat zawali i będę musiał odpracowywać nie wiadomo ile. Mnie ta praca z psem ma przynosić radość. To, że dla niektórych oblany egzamin jest to jakieś nieszczęście to życie, ale ja mam to robić z pewną jakąś satysfakcją. Nie ma ratownictwa w tym co robicie.

Co to znaczy, że nie ma ratownictwa w tym co robimy?

To znaczy, że nie szkolicie psów dla idei ratowniczej tylko robicie to wyłącznie dla siebie, zaspokojeniu własnych ambicji.

Czy mógłbyś coś powiedzieć o starej kadrze ratowników, szkoleniowców kto najbardziej zapadł Ci w pamięci?

Największym szacunkiem obdarzam Krzyśka Szymańskiego i następnie Bogdana Wiśniewskiego. To są
dwaj szkoleniowcy, którzy są dla mnie autorytetami. Potrafią dopasować metodę do psa a nie
dopasowywać się do rzeszy ludzi, którzy to obserwują, w sensie pod publikę.

WW serdecznie dziękujemy Ci za chęć podzielenia się z nami Twoim kawałkiem życia ratowniczego oraz za poświęcony czas.

Dziękuję również.

Udostępnij