Elżbieta Wadoń, nasza Ela, na co dzień mama dwójki dzieci Hani i Franka, w naszej GPR przewodnik psa ratowniczego border collie o imieniu Lucky. Ich służba w szeregach grupy zaczęła się dosyć dawno. Luckyego z nami już nie ma, ale pozostały niezapomniane chwile.

Elu, Twoje początki w straży w kilku słowach?

W straży jestem już od kołyski bo tam się wychowałam w jednostce OSP Kęty, gdzie moi rodzice mieszkali i pełnili funkcję gospodarzy. Na co dzień stykałam się z wyjazdami i powrotami strażaków z akcji. Nawet jako dziecko, czasem im pomagałam przy otwieraniu bram wyjazdowych, takich starych drewnianych. Kiedy skończyłam 9 lat wstąpiłam do Tamtejszej MDP i to był początek w szeregach straży. W GPR jestem już 18 lat, doświadczenie jako przewodnika psa ratowniczego – 16 lat. Moim pierwszym psem był Lucky, pies rasy Border Collie.

Co jest takiego w tej straży?

Jak już wcześniej wspomniałam wychowałam się w straży i na co dzień tam przebywałam. Ale to co mnie urzekło to bezinteresowna pomoc jaka jest udzielana podczas każdej akcji. Wszyscy rzucali wszystko co robili w danym momencie i lecieli pomóc drugiemu człowiekowi bez zastanowienia, nic od tej drugiej osoby nie oczekując, co w dzisiejszych czasach jest jednak mało spotykane. Bo najlepszą satysfakcją były te uśmiechy na twarzach po akcji, że wszystko poszło dobrze.

Dlaczego wybrałaś sekcję z psami?

Dlaczego sekcja z psami? Uwielbiam psy odkąd pamiętam. Obserwowałam tatę z jego psem Maxem jak pracuje. I powiem szczerze że czasem to ja z nim też ćwiczyłam, ale posłuszeństwo i to jaka się więź wtedy tworzyła to było niesamowite. I pomyślałam czemu by nie połączyć tych dwóch rzeczy, bezinteresownej pomocy drugiemu człowiekowi z zamiłowaniem do psów. Tak serio, to przypieczętowały to słowa Maćka Kumorka, że jestem już gotowa na bycie przewodnikiem psa ratowniczego. Bo ratownikiem nie można stać się z dnia na dzień. Tak samo przewodnikiem psa.

Możesz coś powiedzieć o Twojej relacji z psem, jak Ci się pracowało?


Razem z Luckym tworzyłam zespół ratowniczy – przewodnik i pies. Był przyjacielem i członkiem rodziny. Byłam szczęściarą że miałam takiego psa. Wydawało mi się że czasem nawet czytał mi w myślach, a podczas realnych działań czy egzaminów, czy też treningów jego psi nos non stop mnie zaskakiwał. Chyba wspólnie spędzany czas zbudował między nami silną nić porozumienia. Dużo dało mi obserwowanie swojego psa, potrafiłam go łatwo odczytywać.

Mocne, słabe strony Twojego psa?

Słabe strony, miał lęk przed burzą, dźwiękami wystrzałów czy też fajerwerków, ale zostało to wszystko nabyte, nie miał tego od szczeniaka. Po latach ćwiczeń udało się to wyeliminować do tego stopnia, że podczas takich sytuacji on mimo wszystko dalej pracował, a nie chował się czy uciekał z podkulonym ogonem. Wiadomo nie była to praca na 100% jego możliwości, ale szukał dalej i wtedy dużo dawało to, że potrafiłam go odczytać. Mocne strony, niesamowity psi nos, który nieraz mnie zaskakiwał i nie przestanę tego powtarzać. Mimo lęku miał dalej motywację by szukać, nie przestawał pracować i był cierpliwy co do mojej osoby.

Co możesz powiedzieć na temat treningów ratowniczych, jak trenowałaś?

Trenowałam niemal codziennie w domu czy na spacerze i na treningach w grupie. To co mogłam w domu, trenowałam w domu, zaczynając od zwykłego oszczekania, zabawy, posłuszeństwa a kończąc na lokalizacji na moją osobę. Nie poddawałam się i nie bałam się cofnąć o parę kroków do tyłu podczas treningu, jeśli coś dalej powodowało trudności Luckyemu i mnie. Każdy pies jest inny i każdy szkoli się w swoim tempie. I nie ma co się stresować, czy obwiniać o wszystko psa, bo to nie zawsze wina leży po jego stronie. Dużą rolę w tym wszystkim odgrywa tak naprawdę pozorant czyli osoba która jest schowana i szukana przez psy na treningach. Niejednokrotnie jest nim przewodnik innego psa ratowniczego. Pozorant oprócz tego, że się chowa musi obserwować czy może jakoś pomóc psu w tym co chcemy osiągnąć w danym ćwiczeniu. I powiem jeszcze jedno, że trening wymaga poświęcenia, to duży kawałek czasu wycięty z prywatnego życia.
Co do egzaminów, z Luckym zdawałam te starsze, jak i te nowe w zmienionej formie. Każdy wyglądał inaczej. I z każdego wyciągałam jakieś wnioski. Najbardziej zapamiętane jednak są te pierwsze zdane, jak i te pierwsze niezdane egzaminy. I zawsze choćby nie wiem jak człowiek próbował się oszukać, towarzyszył nam stres.

Jakaś akcja ratownicza, która najbardziej zapadła Ci w pamięci?

Jedna z akcji którą pamiętam, to pierwsze odnalezienie z pozytywnym zakończeniem przez naszą GPR. Dokonał tego Ramzes ze swoim przewodnikiem Maćkiem. Pamiętam że było zimno i po przybyciu dowódca dostał informację, że został przeszukany obszar dookoła domu oraz dom. Jednak my zawsze ponownie sprawdzamy takie miejsca. Tym razem było tak, że Maćka pies pociągnął go na smyczy pod choinki nieopodal domu i tam pod śniegiem leżała zaginiona. Był to duży sukces .
Były też takie akcje gdzie połowa osób z naszej GPR była gdzieś daleko na szkoleniu z większością specjalistycznego sprzętu i musieliśmy sobie radzić starymi metodami tj. mapa i kompas 🙂
I na koniec pierwsza akcja, w której ja, Lucky i kolega z zespołu, Bartek odnaleźliśmy osobę poszukiwaną. Ale tak naprawdę pracował na to cały sztab i chyba przeczucie dowódcy. Noc przed wyjazdem na wycieczkę dwudniową ze straży, dostajemy zgłoszenie że zaginęła kobieta z demencja. Zbieramy się i wyjeżdżamy. Na miejscu przekazanie dotychczas zebranych informacji. Przeszukaliśmy sektory i tu mieliśmy kończyć, kiedy dowódca Janek wrócił z przemyśleniami, bo czasem lubi się przejść i na spokojnie wszystko przeanalizować, i pokierował nas w ostatni rejon, mnie Luckyego i Bartka. Musieliśmy dojechać samochodem do sektora i zaczęliśmy go przeszukiwać. I gdy już kończyliśmy, Lucky przed nami pociągnął nosem i poleciał pod górkę, my się popatrzyliśmy na siebie z Bartkiem i za psem. Jak dotarliśmy na górę zobaczyliśmy że Lucky biegnie przed siebie a przed nim jakieś 400 m idzie kobieta. I to była właśnie ta zaginiona kobieta.

Co myślisz na temat coraz większej liczby tworzących się grup poszukiwawczych?

W Polsce powstaje coraz więcej grup o różnej specjalizacji. Myślę, że to dobrze, że powstają. Ale tak naprawdę ważne jest to, by nie zapominać że gramy wszyscy do jednej bramki gdzie chodzi o życie człowieka.

Cechy które cenisz u ratownika, przewodnika z psem?

Ważne żeby ratownik umiał pracować w zespole. Żeby można było na tej osobie polegać w każdym momencie podczas akcji. Otwartość, pewność siebie to powinny być jego mocne strony.

Dobra rada dla wszystkich przewodników psów grup ratowniczych?


Dobra rada… pamiętajcie, że każdy pies jest inny i nie porównujcie swojego psa z innym. Pracujcie swoim tempem i pamiętajcie, że tworzycie razem zespół. Wy i wasz pies. Nawet wasz własny pies może was czegoś nauczyć. I przede wszystkim nie zapominajcie dlaczego chcieliście zostać przewodnikami, a tym samym ratownikiem. I może jeszcze żebyśmy słuchali siebie nawzajem a nie zamykali na własne ja 🙂

Powiesz coś o starej kadrze ratowników, szkoleniowców?

No powiem, trochę ich się przewinęło. I podziwiam ich za to, że mają tyle tej wiedzy i każdy przekazał jej cząstkę. W sumie jak zaczynałam przygodę z ratownictwem to dużo opieraliśmy się na Nowym Sączu i tam był Maciej Halota oraz Birger, szkoleniowiec ze Szwecji. Pamiętam jak obrazowo wszystko przekazywali. I Andrzej Górowski z GOPR, byłam na jego ostatnich szkoleniach z Luckym.

Elu, wielkie dzięki za możliwość rozmowy

Również dziękuję 🙂

Udostępnij