W akcję zaangażowana była policja, strażacy, ochotnicy. Z każdą godziną sytuacja stawała się trudniejsza – brak telefonu komórkowego i zaawansowany wiek zaginionego ograniczały szanse lokalizacji. Jednak dzięki determinacji i przyjętej strategii działań udało się osiągnąć cel.

Ogromną rolę w powodzeniu akcji odegrał pies do ratownictwa, który wykonał detekcję. Przewodnik dokonał identyfikacji, a działania oparte były na sprawdzonej teorii i analizie prawdopodobieństwa – obecności i detekcji. To nie był przypadek – to wynik lat pracy, ćwiczeń, współpracy i odpowiedzialnie zaplanowanej taktyki. Ujawnienie poszukiwanego było ciągiem łączących się wydarzeń i określania skuteczności detekcji zasobów pracujących w tym konkretnym sektorze działań. Pierwsze przeszukanie dokonano bezzałogowym statkiem powietrznym, kolejne zespołem na quadzie i w ostatniej próbie dysponowano zespół z psem do ratownictwa.

Często słyszymy pytanie „kto znalazł?”. A my wolimy zadać inne: „kto szukał?”. Bo sukces to nie tylko pies i przewodnik. To dziesiątki godzin przygotowań, setki kilometrów przeszukiwań, logistyka, łączność, zaplecze techniczne, zabezpieczenie ratowników, analiza danych, kierowanie zespołami, a przede wszystkim – grupa ludzi, która wierzy w sens swojej pracy.

Dużo się w ostatnim czasie mówi o komisji w Zarządzie Głównym ZOSP RP, o spotkaniach na szczeblu sejmowym, o regulacjach prawnych. Wiele z tych rozmów toczy się wokół zespołów określanych jako „czynnik biologiczny”, które są prywatną własnością wolontariuszy. Tak – zgadzamy się – pies i przewodnik to kluczowe ogniwo naszych działań. Ale to tylko jedno ogniwo.

Za każdym zespołem ratowniczym stoi zgrana grupa ludzi. Grupa, w której każdy ma swoje miejsce i każdy jest potrzebny – od nawigatora, przez logistyka, po operatorów dronów, osoby odpowiedzialne za dokumentację, łączność czy analizę terenu. Redukowanie pracy ochotniczych grup specjalistycznych jedynie do przewodnika i psa to nie tylko uproszczenie – to bolesna niesprawiedliwość.

Dziś, działając w terenie otwartym, staramy się być dobrym narzędziem ratowniczym w rękach dowódcy – policjanta, któremu pomagamy i wypracowujemy możliwość podjęcia ostatecznej decyzji o kierunkach i zakresie prowadzonych działań terenowych.

Od ponad 22 lat naszego istnienia ZOSP RP nie podjął żadnych realnych działań na rzecz rozwoju i formalnego uregulowania statusu ochotniczych grup poszukiwawczo-ratowniczych, mimo wielokrotnych prób dialogu i przedstawiania problemów. Czujemy się zmęczeni i lekko zażenowani powtarzającą się narracją, w której marginalizuje się szeroki dorobek środowiska i jego wkład w realne działania ratujące ludzkie życie.

Tak, jesteśmy dumni z każdego psa i każdego przewodnika. Ale jesteśmy równie dumni z całych zespołów, które tworzą to ratownictwo z pasją, odpowiedzialnością i profesjonalizmem.

Nie walczymy o uznanie, nie szukamy poklasku. Szukamy ludzi. I chcemy być traktowani poważnie.

Każde odnalezienie osoby po wielu godzinach, a czasem dniach, to ogromny zastrzyk energii. Ugruntowuje nas w przekonaniu, że to, co robimy – ma sens. Że nawet jeśli nie zawsze jesteśmy widoczni, to zawsze jesteśmy gotowi. Takich akcji jest kilkanaście w ciągu roku na naszym terenie. Czasem odnalezienie następuje na dojeździe do działań, czasem po 5 min., czasem po 5 godzinach, czasem po 2-3 dobach.

Dziękujemy Wam wszystkim, którzy byliście częścią tej akcji. I wszystkim, którzy każdego dnia wspierają naszą gotowość – zarówno w terenie, jak i poza nim. Wszystkim, z którymi wspólnie wymieniamy doświadczenia podczas spotkań i szkoleń. Wszystkim, którzy potraktowali ten moment jako nasz wspólny sukces – sukces wypracowywany latami w oparciu o współpracę z rzeszą ratowników – ochotników, którzy myślą i działają podobnie.

Dzień po poszukiwaniach gościliśmy na remizie córkę poszukiwanego… to była jedna z największych nagród jakie mogą spotkać ratownika ochotnika.

Udostępnij